Baby you need to leave ’cause I’m getting drunk on your noble deeds.

O tym, jak jeden moment potrafi lśnić w szarościach…

Dzisiaj było wietrznie i prawie słonecznie, ale owe prawie poczyniło wielką różnicę. Słońce odniosło marne zwycięstwo, gdy spojrzałam na jego wysiłki ponad Pałac Kultury. Wczoraj radziło sobie wybitnie lepiej, ale każdy kto oglądał “Grey’s Anatomy” WIE, iż umierający miewa ostatnie podrygi w spektakularny sposób triumforyczne w porównaniu do tego, iż kończy sztywny na noszach… Taaa. Szczerze mówiąc, to obserwowanie dawnych znajomych twarzy na przystanku tramwajowym bardziej mnie w tamtej chwili interesowało. Aż chciałam zakrzyknąć “HI!”, ale nie, powstrzymałam się i pełen uśmiech przeniosłam na ekran telefonu.

Powód, dla którego dzisiejszy poniedziałek (będący zazwyczaj zwykłym, szarym sunięciem do przodu w natłoku ćwiczeń) był niezwykły, trwał około 45 sekund. Chciałabym powiedzieć, że dłużej, ale okłamywałabym samą siebie, co dałoby się zrobić, gdyby nie oznaczało to kłamstwa (w dobrej wierze jednak!) na łamach wpisu. Bądźmy więc realistami w tej kwestii, bowiem dalszy rozwój wydarzeń realistyczny jest z rzadka, a sama nazwałabym go raczej niespotykanym i bajkowym.

Mój najczęściej występujący humor poranny można skwitować prostym stwierdzeniem, że “morduję wzrokiem”. Dzisiaj przykuwając ów do ekranu telefonu popijałam pyszną herbatę maminej roboty z syropem imbirowym i domieszką malinowego, jednocześnie próbując wymyślić uprzejmy sposób na zwrócenie uwagi 70-letniej kobiecie o bardzo -notabene- miłym wyrazie twarzy i aparycji w ogóle, iż NA PERONIE SIĘ NIE PALI. Wyobraźcie sobie batalię moich szarych komórek. W takich sytuacjach naprawdę czuję się jak nieuprzywilejowana mniejszość!… Byłabym staczała przegraną bitwę ze swoim umysłem dalej, aż nagle: zaprzestałam, bowiem zwróciłam uwagę na widok niecodzienny..

Starsza kobieta ubrana w niczym niewyróżniający się płaszcz za kolana i starszy pan ubrany w oliwkową kurtkę z kaszkietem na głowie maszerowali powolnym, spacerowym krokiem po peronie kolejkowym, gdy czekałam na jej przyjazd. Ona śmiała się z jego czegoś i nie omieszkała skarcić za jakąś nieuprzejmość, którą najwyraźniej popełnił przed daną chwilą. On nazwał ją Danusią i rzekł, iż to tamta kobieta wykazała się nieuprzejmością. Zaśmiał się z czegoś i coś dopowiedział. Kontynuowali żartobliwe przekomarzanie się, a następnie zniknęli mi z zakresu niezauważalnego podsłuchiwania. Obserwowałam dalej, aż przystanęli. Ona poprawiła torebkę, która spadła jej z ramienia, a on wziął ją pod rękę i dzierżąc torebkę z zakupami w drugiej dłoni, ruszyli dalej. Rozmawiali ze sobą o przyziemnych, sytuacyjnych rzeczach. Rozmawiali ze sobą, nie patrzyli z ukosa z tysiącem niewypowiedzianych uraz w oczach, które nawarstwiają się zazwyczaj przez długie lata. Rozmawiali, byli swoim towarzystwem, korzystali jak najlepiej można ze zwykłej chwili codziennej. Lśnili blaskiem, którym lśni dla mnie (na wieki wieków) Szura i Tania, gdy on znowuż przebiega dla niej ulicę, otwiera puszkę Coca-Coli i słucha marnego dowcipu z ust swojej żony i jedynej ukochanej. Po tylu latach wciąż z miłością, czułością oraz pielęgnowanym przywiązaniem obejmuje jej ramię niczym wiecznie młody sam bóg, który szczerzył się białym uśmiechem i karmelowymi oczami, a żadne z nich nigdy się nie zestarzało. Tak samo oni: Danusia i jej Staszek bądź Janek obdarowali mnie dzisiaj uczuciem niewysłowionego zachwytu, spokojem i radością. Napisałam o tym krótko na Twitterze: My day has just been made.

Myślę, że łza, która mi się zakręciła wtedy w oku i kręciła się wciąż uparcie, gdy wsiadłam do kolejki była całkowicie usprawiedliwiona. Muszę także przyznać, iż w momencie, gdy piszę o tym zdarzeniu – kręci się nadal i to nawet w obu oczach.

I któż śmie zaprzeczyć temu żywemu dowodowi, iż miłość istnieje? Jeżeli wciąż kręcisz głową, idź na “Miłość” Michael’a Haneke i wypłacz tę nędzne myśli.

4 thoughts on “Baby you need to leave ’cause I’m getting drunk on your noble deeds.

  1. Hahaha, ja też podobno często “morduje wzrokiem” ale trudno nas winić, poranki potrafią być nieźle irytujące! Nie mniej niż ludzie palący nam pod nosem ^^’

    Aj, sztuką jest takie momenty zauważyć i docenić. A Ty na dodatek tak ładnie go utrwaliłaś. Ach gdyby tylko Danusia i jej Książę wiedzieli ile pozytywnej energii Ci przekazali! 🙂 A “Miłość” koniecznie! haha, oj Paulin “wypłacz te nędzne myśli” mogę sobie nawet wyobrazić jak to mówisz do jakiegoś nieszczęśnika – haha.

    • Brzmię aż tak groźnie? ;>
      Właśnie. Ta pozytywna energia, ta wiara w nadchodzący dzień, dzięki nim dałam radę uporać się z kolejnym poniedziałkiem! Chciałabym im jakoś okazać wdzięczność, albo lepiej: widzieć ich CO poniedziałek tak, aby nie zdawali sobie sprawy z mojego czujnego oka.

  2. Oczywiście, ze miłość istnieje. Osobiście nigdy nie miałam co do tego żadnych wątpliwości, ale zawsze miło zauwazy jakieś takie szczere, urocze przebłyski dojrzałej miłości codziennej, która nadal ujmuje swoja świeżością.:) Lubię tak czasami się do siebie pouśmiechać jak Ty.:D

    Co mi się podoba, to że w tym wpisie czuję jakbyś to opowiadała na żywo. Takie to TWOJE wszystko, inplus. super.:)

Leave a comment